TA RELACJA NAJ… /1. CHCIEĆ ROZMAWIAĆ/

Świętość… Hmmm… Bardzo trudna sprawa. Wszyscy dążymy do niej, ale nieustannie się wymyka. Krok do przodu,
dwa kroki w tył…

Czasem u mnie świętość, to próba niegrzeszenia.

Walka z brzydkimi słowami w czasie nerwowej sytuacji, to dla mnie wielka krucjata. Druga krucjata, to „niezamordowanie” męża. Trzecia - w obecnych czasach - to przetrwanie z tyloma różnymi, często skrajnymi, charakterami w domu, znoszenie się z cierpliwością, a wypadałoby przecież i z miłością.

Dlatego, odkąd znowu można, wlokę się resztkami sił do kościoła! Bo tylko tam doznaję ulgi.

Sprawy małżeńskie. Po większej kłótni czy zranieniu, raz czy dwa przyszły myśli, że po prostu samej byłoby mi lepiej...
No, ale przecież najbardziej udały się nam Dzieci… No i parę biznesów… Po chwili przychodzi myśl: ,,Muszę z nim pogadać”.

I gdy dzisiaj wyrzuciłam z siebie: ,,Już się nie będę do Ciebie odzywać!!!”, poleciałam do niego szybko po 5 minutach wygarnąć, czemu ja się już nigdy do niego nie odezwę… No i… się pogodziliśmy.

Bo ja nie wyobrażam sobie bez niego życia. Jest wkurzający. Ja też jestem. Uparty? Jak i ja. Czepliwy. Mniej niż ja…

Choć wraca z pracy i wszystkich stawia na baczność po swojemu, ale… z kimś innym życia sobie nie wyobrażam! Innego, to bym z miejsca ubiła albo zostawiła.

To chyba całkiem takie normalne, życiowe, małżeńskie myśli…

Czasem tylko zastanawiam się, co to będzie, jak będziemy starzy, bez dzieci… Czy to, co teraz nas łączy, nie zniknie? Może nie zniknie, tylko się zmieni…

Oboje przecież zmieniamy się… Nie z dnia na dzień, natychmiast, ale stopniowo… Nauczymy się nowych ,,starych siebie”, i mam nadzieję, że nasza miłość też się zmieni… Dopasuje i dojrzeje…

Najważniejsze tylko: CHCIEĆ ROZMAWIAĆ. Chcieć coś z siebie dać drugiej osobie i wspólnie stawać na modlitwie.
Wiele razy tylko to nas ratowało… Bo jak kłócić się w obecności Boga – Największej Miłości?

Ewa

do góry